foto

foto

środa, 25 czerwca 2014

Językowa urawniłowka


 Czasami czuję się jak Odyseusz, który zamiast jechać prosto do Itaki, to  błądził i błądził... Mam pisać o Paryżu, a co jakiś czas przyciągają moją uwagę  inne tematy- tym razem, sprawa podsłuchów członków rządu.
Pewnie nic bym na ten temat nie napisała, gdyby nie telefon. Otóż dzwoni do mnie dziś stara znajoma, oburzona językiem jakim rozmawiają polscy politycy. « Elita, rozumiesz, elita narodu, a używa języka prosto z rynsztoka,  Kiedyś, to nawet woźnica tak źle nie mówił, pijący pod barem Zośka na Marymoncie czasem rzucili to i owo a jeśli już, to przechodziło się na drugą stronę ulicy-oburzała się.  „Przecież kiedyś, osoby używającej takiego słownika nikt by nawet nie wpuścił do domu”-słyszałam w słuchawce. „Powiedz mi, proszę, co się w tej Polsce przez te ostatnie 25 lat wydarzyło , że zaczęło obowiązywać...no jak by to powiedzieć...po prostu zwykłe chamstwo?”-złościła się.  Na słowo chamstwo natychmiast zaświeciła mi się w głowie lampka Mrożka. « Nie chamstwo, kochana-uspokajałam ją, ale kontr-kultura- tak mawia człowiek wytworny”-zacytowałam autora „Tanga”. Znajoma nie dawała mi spokoju. « Czy minister, dyplomata, nasza wizytówka, ktoś, kto reprezentuje nas w świecie, może się tak wyrażać, nawet prywatnie-bombardowała mnie pytaniami. Czy nie sądzisz, że w cywilizowanym świecie nie obowiązują pewne normy- grzeczności i kultury ? Zamilkłam...Bo czy mogłam się z nią nie zgodzić ?
I nagle przypomniała mi się opowieść przeuroczego księgarza, erudyty i krytyka literackiego Andrzeja Dobosza, zamieszczona w «  Pustelniku z Krakowskiego przedmieścia” w której opowiadał, jak to jako młody, 16-letni chłopiec, popełnił tekst na temat marksizmu i stenografii. Nie będę zdradzała całej historii, dość, że jak pisze Dobosz, Stalin (mam nadzieję, że wszyscy wiecie o kogo chodzi) bardzo żywo interesował się językiem, uważał bowiem, że język może być pomocny w walce klas, więcej-język jest nawet wyrazem walki klas, że język trzeba zszablonować, znormalizować, ujednolicić... I tak językoznawca Stalin pisze,  że (cytuję za Doboszem)» Język był zawsze i nadal pozostaje klasowy, język jako środek komunikowania zawsze był i pozostaje jeden dla całego społeczeństwa i wspólny dla jego członków. I Stalin pisze dalej, że «  Po zwycięstwie socjalizmu w skali światowej, kiedy imperializm(...)nie będzie istniał, ucisk narodowy i kolonialny będzie zlikwidowany, odosobnienie narodowe i wzajemna nieufność narodów ustąpią miejsca wzajemnemu zaufaniu i zbliżeniu się narodów (...) języki narodowe będą mogły swobodnie wzbogacać się wzajemnie w drodze współpracy, będą się wyodrębniać z początku najbardziej wzbogacone jednolite języki strefowe...”
I nagle zrozumiałam, co z tym naszym zabrudzonym wulgaryzmami  językiem jest nie tak. Weźmy za przykład taką Francją i jej społeczeństwo. I co z tego, że odbyła się tu rewolucja, że głosi się na każdym kroku hasła republiki, równości i wolności skoro i tak sztuka posługiwania się językiem jest nadal, bardzo klasowa. Nie ma czegoś takiego jak jeden, wspólny wszystkim język, którym mówi cały naród. Pozornie tak, ale jeśli przyjrzymy się bliżej, to odkryjemy, że tym wykwintnym, eleganckim językiem rozmawia tylko elita francuska a czym niżej, tym niestety, coraz  gorzej. Język determinuje wykształcenie, ale również pochodzenie (dobre lub złe)oraz dzielnica w jakiej się dorasta. Chyba mało kto wychowywany w podparyskim St. Denis będzie mówił wyrafinowanym francuskim. Bo tak naprawdę (ale mówię wam to w sekrecie) Francja nie jest żadną Republiką, ale bardzo subtelnie zakamuflowanymi rządami oligarchicznej arystokracji. Dostęp do władzy i urzędów mają od lat ciągle ci sami, z tych samych rodzin, z dobrym pochodzeniem. I elity się nie zmieniają zbyt szybko, ani nie mieszają. Natomiast my w Polsce osiągnęliśmy wyższe stadium demokratyzacji, bowiem wszyscy, od ciecia i kierowcy tira po ministra Spraw zagranicznych używają tego samego, wulgarnego języka. Właściwie, to nawet trudno dziś odróżnić, czy rozmawiają kolesie spod budki z piwem, czy ministrowie. W sumie chwała nam za to. Bo to oznacza, że każdy ma u nas szansę, aby któregoś dnia dostać się do władzy i pewność, że nie zostanie wyeliminowany, tak jak we Francji, bo źle się wysławia czy też używa wulgarnego słownictwa. Wręcz przeciwnie, ponoć ci przeklinający nam się podobają! To, czego nie udało się komunistom, wytrzebienie kulturalnego języka  inteligencji, zrealizowało się w okresie tzw. przemian demokratycznych, już na wolności,  tej kapitalistycznej.
„Do koryta” zaprosił mnie kiedyś do stołu polski dyplomata. Byłam zszokowana, a nie powinnam była być. A gdyby tak nasz kochany premier zorganizował obowiązkowe zajęcia z kultury języka u profesora Miodka dla swojego rządu?  A może tak dla całego parlamentu? I wszystkich polityków?



9 komentarzy:

  1. Premier powinien niezwłocznie wdrożyć Twój pomysł w życie! Może jutro usłyszymy o tym na konferencji prasowej ;)

    Bardzo mi się podoba ta ironiczna analiza i bezbłędne wnioski. Proces wulgaryzacji i pospolicenia naszego języka obserwuję z przerażeniem od lat. Tak jak piszesz, objął już wszystkie warstwy i grupy społeczne, ze studentami i gimnazjalistami włącznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gazeta Wyborcza prowadziła przed laty znakomitą akcję "rodzić po ludzku", proponuję tym razem rozpocząć akcję "mówić po polsku", ze szczególnym uwzględnieniem osób ze sfery polityki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Holly, sypiesz dobrymi (i dowcipnymi) pomysłami jak z rękawa :)))

      Usuń
    2. Dziękuję, chyba temat mnie inspiruje:)

      Usuń
  3. ...każdy ma u nas szansę, aby któregoś dnia dostać się do władzy...to gotowa już jestem nawet nie rodzić po ludzku (mam wprawę z okresu sprzed 'akcji') byle tylko któreś z korytek przechylić głębiej w stronę, np., naszej wrocławskiej kultury...
    Cytaty z tow. J.W. Dż. przednie, wyjaśniają pourquoi i почему języki się nie wzbogacają; przecież socjalizm nie zwyciężył!

    OdpowiedzUsuń
  4. Akurat Wrocław ma polityków ( i nie tylko polityków) o jakich cała Polska powinna marzyć! Wiesz, że jestem zazdrośnica, zwłaszcza po ostatnim zakupie kolekcji MM:)

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja poproszę o parę miejsc na tych kursach dla moich .... przełożonych, dokładając przy okazji parę innych kursów np..... ech zbyt wiele trzeba by wymieniać. A może lepiej wymienić ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Guciu, niektórzy doszli do takiego samego wniosku co Ty, ale nie bardzo jest na kogo wymienić, w tym cały szkopuł:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Prostacki i wulgarny język naszych "elit" to moim zdaniem nie tylko skutek demokratyzacji naszego kraju, ale także tego, że kultura polska poniosła olbrzymie straty w czasie II wojny światowej (planowa eksterminacja polskiej inteligencji, ludzi wykształconych - i to przeprowadzana zarówno przez Niemców, jak i Sowietów), jak również w okresie stalinizmu. Tzw. awans społeczny ludzi "z nizin" także nie przyczyniał się do pielęgnacji i jakości języka polskiego. No i dlatego mamy to, co mamy.

    Swoją drogą, to charakterystyczne, że do zachowania piękna języka polskiego przyczynili się tacy ekspatrianci, jak Miłosz, Herling-Grudziński i inni ludzie z kręgów paryskiej "Kultury". Zresztą, nawet w czasach PRL-u w literaturze polskiej zachowano pewne standardy językowe na dość wysokim poziomie (Lem, Iwaszkiewicz, Wańkowicz, Żukrowski, Parnicki, Jastrun...) ale był to bądź co bądź język literacki, którym nie posługiwały się raczej polskie "elity" władzy.
    Poza tym, owa afera "taśmowa" ma nie tylko wymiar językowy, kulturowy, także - a może przede wszystkim - etyczny.

    OdpowiedzUsuń