Paryż artystów i zakochanych, bukinistów i włóczykijów. Pieszo, metrem i z aparatem. O mieście, jego historii i mieszkańcach oraz o wszystkim tym, o czym nie przeczytacie w przewodnikach.
foto
środa, 30 września 2009
O polskiej literaturze wspolczesnej w Bibliotece Polskiej
Przede wszystkim prelegent wyglaszal swoje przemowienie po francusku z ktorym radzi sobie zupelnie niezle, ale pozbawil je w ten sposob pikantnosci jezyka...cytatow, dowcipow. Ale taka jest zasada wykladow w Bibliotece i nie wolno mu tego zarzucac. Zreszta nie to bylo problemem.
Jak na redaktora naczelnego "Nowych ksiazek" spodziewac by sie moglo od niego odrobiny entuzjazmu i szczerej sympatii do autorow. Mozemy o tym zapomniec. Rozpoczal od razu od stwierdzenia, ze literature jest slaba, bo autorzy nie moga odwolac sie do przeszlosci, bo nic nie przezyli, ani wojny, ani komunizmu a wiec o czym tu maja pisac?
Drugie wyznanie bylo porownaniem aktualnej produkcji do literatury dwudziestolecia miedzywojennego i o zgrozo, zdaniem pana Lubienskiego "tamten" okres byl nieporownywalnie lepszy...nie brakowalo talentow...i to jakich a teraz...
W gruncie rzeczy, to nawet szkoda, ze upadla cenzura, bo ta przynajmniej zmuszala autorow do odwolywan sie do historii...tymczasem teraz wywalaja kawa na lawe...bo moga...i opisuja rzeczywistosc, "na surowo"-jak wytlumaczyl.
Stad, jak tlumaczyl pan Lubienski, nie ma co sie dziwic, ze mlodzi probuja szokowac. Nie maja biografii, takiej jaka my mielismy, nie maja zagrozenia zewnetrznego a wiec wrogiem numer 1 stal sie supermarket i tak wokol tego supermarketu kraza biedacy, atakujac go ze wszystkich sil. Tymczasem, zdaniem redaktora, bywanie w supermarkecie cywilizuje, wiecej, po co tu atakowac konsumpcje, ktora u nas wcale nie jest tak bardzo rozwinieta...
Mimo to, jest kilku pisarzy, choc niewielu, godnych uwagi. Niekoniecznie w Warszawie, gdyz obserwuje sie tendencje do decentralizowania a nawet swoistej agresji wobec centrali. Do pisarzy liczacych sie naleza wiec wedlug niego: Olga Tokarczuk zyjaca gdzies na poludniowym zachodzie Polski i Stasiuk, ktora zrobil kariere osiedlajac sie u Lemkow. Jest jeszcze Andrzej Bart bodajze z Gdanska i zdecydowana ulubienica Lubienskiego czyli Dorota Maslowska. Wspomnial rowniez o Jacku Dukaju zaznaczajac, ze literatury tego gatunku nie lubi. Dobrze, ale lakonicznie ocenil pisarstwo Michala Witkowskiego z Wroclawia oraz Jacku Dohnala z Gdanska.
Ktos zapytal o Pilcha, ale mozna bylo sie zorientowac, ze za tym autorem, krytyk nie przepada.
Nie wspomnial ani slowem o popularnych i znakomitych ksiazkach takich autorow jak Krzysztof Warga czy tez Malgorzata Kalicinska, ktora jest na pewno polskim fenomenem ostatnich lat w dziale literatury tzw. kobiecej.
Nie wiem, czy pan Lubienski lubi literature...mam wrazenie ze nie i nie jemu przeslalabym swoj rekopis...A moze lubi tylko to co, pisze sam?
poniedziałek, 28 września 2009
Paryski sposob na samotnosc
wtorek, 22 września 2009
Maria Sklodowska i czujnik Geigera
sobota, 19 września 2009
Dzien w Palacu prezydenckim
No tak, wiedzialam...chyba nie bylam za dobrze dobudzona... „ A tam juz czeka co najmniej 2 tys. osob”...-uslyszalam. Zachodze od ulicy Gabriel, przemykam sie szybkim krokiem obok kolejki od strony placu Zgody...i Polami Elizejskimi...i ciagle nie widze konca! Jest! Ustawiam sie grzecznie na samym koncu. W takiej kolejce, to nie stalam w Polsce chyba nawet w schylkowej fazie komunizmu!
Ale atmosfera nie jest ta sama. Francuzi sa ufni, sympatyczni, smieja sie, wyjmuja kanapki i jakos zupelnie nie przeraza ich perspektywa wielogodzinnego stania. No to i ja nie bede robila historii.
Mija godzina, robimy moze z 500 metrow....nastepna, gdy dochodzimy do hotelu Crillon i jeszcze jedna, gdy wchodzimy w ulice Gabriel. Przejasnia sie, zaczyna wychodzic slonce. Robi sie ladnie, cieplo, slonecznie. Jakis uliczny sprzedawca proponuje stojacym w kolejce kawe, kanapki i rogaliki. Jest juz poludnie...
Gdzies ok. 13.30 udaje nam sie przekroczyc brame...i wchodzimy do rajskiego ogrodu z ogromna fintanna posrodku. Przed nami, widac jak na dloni bajeczny Palac Elizejski. Droga do niego wiedzie przez ogrod wylozony zielonym sztucznym chodnikiem. Po bokach obserwuje nas straz republikanska w niebieskich kostiumach udekorowanych zlotymi sznurkami...Krok po kroku zblizamy sie do Palacu...Mijamy poszczegolne dziela sztuki rozpostarte na trawie. A to metalowa struktura konia przykrytego przezroczysta celuloza, a to czerwony plywak wystajacy z murawy...
Przed nami kolejne salony recepcyjne. Salon przyjec, z przepieknie udekorowanym stolem, ogrod zimowy, salony prezydenta Pompidou. Francuzi sa najwidoczniej dumni ze swojego dziedzictwa, nie moga sie nacieszyc przepychem, bogactwem wystroju wnetrz, jakoscia szkla i porcelany na stole...
Gabinet Sarkoziego. Probuje przeczytac tytuly ksiazek na malutkiej biblioteczce na biurkiem. Sporo ksiazek o Francji ale jest tez jedna o Wegrzech...przypominajaca o pochodzeniu prezydenta Francji.
A tuz przy gabinecie miesci sie salon, w ktorym odbywa sie w kazda srode rano narada Rady Ministrow z prezydentem Francji. Na jednym koncu owalnego stolu zasiada premier, na drugim koncu prezydent. Na karteczkach mozna przeczytac nazwiska nowo mianowanych ministrow m.in. Frédérica Mitteranda, odpowiedzialnego za kulture i komunikacje.
Wreszcie wychodzimy na zewnatrz, gdzie prezentuje sie kolekcja prezydenckich samochodow. Wystawiono tez kilka zabytkowych modeli, pamietajacych czasy poprzednich lokatorow Palacu Elizejskiego. Jest godzina trzecia po poludniu, czas na zasluzony obiad...i zmiane kierunku. Program jest na ten dzien dzien bogaty...
wtorek, 15 września 2009
La Fontaine zamiast podrecznika o manipulacji?
Moja uwage przykul niewielki salonik ozdobiony przepieknymi ilustracjami bajek La Fontaine'a.
Rysunki zostaly zrobione na drewnie dla Hotelu de Villemaré (Francuzi nazywaja "Hotelami " wielopietrowe palace, niekoniecznie wolnostojace) ktorego wlascicielem w 1750 roku staje sie François Balthazar Dangé a drewniane panele trafiaja do intymnego buduaru jego zony, pani Dangé.
Kruk i lis
ŻABA I WÓŁ
Żaba ujrzała wołu,
Co wzrostem sięgał olbrzyma.
Mogąc co do wielkości z jajem iść po społu,
Zazdrością podniecona, pręży się, nadyma,
By dorównać zwierzęciu, męczy się usilnie.
«Siostro — mówi — zważaj pilnie: Czy dosyć?
Mówże! Czym mu dorównała?» «Nie.» — «A teraz?» — «Bynajmniej.» — «Czym dość już nabrzękła?»
«O, jeszcze ci daleko!» I gadzina mała
Tak się nadęła, że pękła.
Wielu ludzi winno się dojrzeć w tym obrazie.
Mieszczuch wznosi pałace na wzór pańskich dworów,
Każde książątko ma ambasadorów, Każdy markiz chce mieć pazie.
Przypominalam sobie bajki la Fontaine'a zwiedzajac to paryskie muzeum i rozmyslalam, ze sa wielkiej madrosci i zamiast czytac o technikach manipulacyjnych czy asertywnosci, lepiej moze wziac do reki La Fontaine'a. Dzieciom taka lektura tez moze sie bardziej przydac w zyciu niz opowiesci o myszce Mickey.
środa, 9 września 2009
Parki paryskie
Od kiedy siegne pamiecia, wyprawy do Paryza konczyly sie zawsze na odwiedzaniu i to w biegu najbardziej turystycznych miejsc i nigdy nie bylo czasu na spacery po parkach. Wyjatkiem byl moze Ogrod Luksemburski, ale tam celem wyprawy byl slynny teatrzyk marionetek.
Gdy wiec na jesieni ubieglego roku rozpoczelam szukanie mieszkania w Paryzu, myslalam, ze przeprowadzam sie do miasta w ktorym zieleni nie ma, a juz na pewno nie ma takich pieknych parkow, jakie miala Genewa. Zdarzylo mi sie nawet popelnic faux pas, mowiac o tym mankamencie w towarzystwie prawdziwej paryzanki co wywolalo na jej twarzy co najmniej zdumienie...
Otoz teraz, po prawie osmiu miesiacach, moge smialo powiedziec, ze parki sa, przepiekne a zieleni miastu bynajmniej nie brakuje. Przystrzyzone, o geometrycznych ksztaltach na wzor ogrodow Wersalu albo angielskie, romantyczne, troche dzikie.
Zaczne moze od mojego ulubionego, czyli Ogrodow Tuleryjskich, znajdujacego sie miedzy placem Zgody i Luwrem. Jesli chce sie poczytac ksiazke w niedzielne popoludnie, albo odpoczac od zgielku pobliskiego centrum miasta, to jest to miejsce wymarzone. Warto wtedy usadowic sie w jednym z krzesel otaczajacych fontanny twarza do obelisku i Luku triumfalnego i czytac, czytac, czytac...
Innym miejscem, oddalonym zaledwie o kilka krokow od mojego domu jest Park Monceau z przepieknym, romantycznym pomnikiem Chopina. Jest to miejsce slynace z elegancji i paryskiego szyku od XVIII wieku. Do parku prowadza potezne pozlacane bramy, a czego tam nie ma w srodku...i kolumny korynckie i piramida i rzeka...Park otaczaja rezydencje i palace o wyjatkowej swietnosci.
Wreszcie, odkryty przeze mnie nie tak dawno Buttes de Chaumont ktory odwiedzaja najchetniej rodziny z malymi dziecmi i ....wyrafinowanie ubrana zydowska mlodziez. Nad parkiem dominuje majestatyczna swiatynia Sybilli ( w stylu grecko-rzymskim) a nieopodal slychac odglosy wodospadu. Park slynie takze z mistycznych seansow ktore, jak wiesc glosi, odbywaja sie tam noca.
A po drugiej stronie Sekwany odnajdziemy Ogrod roslin, polozony nieopodal Wielkiego Meczetu, w ktorym miesci sie okazale Muzeum Ewolucji, a takze jeden z najstarszych ogrodow zoologicznych na swiecie, zalozony w 1793 roku, ogrod alpejski i ogrod roz.
Nie beda nawet wspominac o slynnym i chyba przereklamowanym Lasku Bulonskim, ktory mial swoje chwile swietnosci w XIX wieku a dzis mozna sie tam udusic spalinami. Natomiast warto na odwiedzic Lasek Vincennes, pelen tajemniczych grot i romantycznych budowli na 995 hektarach co czyni z niego jeden z najwiekszych parkow miejskich na swiecie.
Parki paryskie spelniaja bardzo wazna role. Miasto jest zbudowane na planie wielkich bulwarow, ale pomiedzy nimi usytuowane sa waskie, czesto ciemne uliczki do ktorych rzadko dochodzi slonce. Nie ma zbyt wielu mieszkan naslonecznionych, widnych. Wiec parki sa oknami na slonce. Widac to zwlaszcza na wiosne, gdy pierwsze promyki slonca przyciagaja do parkow tlumy spacerowiczow.
wtorek, 8 września 2009
Wedlug wzrostu...czyli o tym jak przygotowywano wizyte Sarkoziego
I wszystko byloby dobrze, gdyby biuro PR nie wpadlo na pomysl, aby w ramach przygotowan, wyslac do fabryki tajne pismo z rekomendacjami, aby pracownicy fabryki, ktorzy beda towarzyszyc Sarkoziemu...nie byli od niego wyzsi! Zadanie nielatwe, biorac pod uwage wzrost prezydenta Francji. Rekomendacje wykonano na piatke, a gdy zabraklo niskich wzrostem w tejze fabryce, po prostu dowieziono pracownikow autokarami z sasiednich filii. Problem polega na tym, ze informacja o kryteriach selekcji dostala sie do prasy.
Nie, w prasie francuskiej nie bylo przeciekow, nikt nie chcial stracic pracy... natomiast wyrwal sie z pytaniem o kryteria selekcji dziennikarz szwajcarski a pracownicy owej fabryki informacje te potwierdzili.... Tak, to prawda, dobierano nas pod wzgledem wzrostu... Przypomina to po trosze procedury stosowane w czasach...komunizmu. Nic dodac nic ujac.