foto

foto

niedziela, 16 listopada 2014

Hardkorowe polskie kino i Pola Elizejskie

Kino Balzac mieści się w samym sercu Paryża, dosłownie kilkadziesiąt metrów od Łuku Triumfalnego i tuż obok Pól Elizejskich. To małe, w cudowny sposób ocalone przed zachłannością deweloperów kino studyjne gości od kilku lat festiwal kina polskiego. Lubię kino Balzac, nie tylko dlatego, że jest mi do niego najbliżej i lubię polski festiwal, bowiem daje mi możliwość obejrzenia polskiej produkcji minionego sezonu.
Obejrzałam kilka filmów również i w tym roku i gdyby nie to, że czuję się jak skatowany przez narodowców w filmie „Płynące wieżowce” gej Michał, to pewnie bym o nich nie napisała. Może to wina innej perspektywy, może, gdy ogląda się najlepszą ponoć polską produkcję ubiegłego roku tuż przy Polach Elizejskich, to widać je troszkę inaczej niż gdyby siedziało się w kinie na Ursynowie.

Zacznę więc od „Płynących wieżowców”, które tematyką niewiele różnią się od „Życia Adeli”, tyle, że dzieją się w polskich warunkach. Jest to historia Kuby, championa pływania, w którym budzi się nagle pożądanie/miłość do Michała, geja. Kuba jest młodym mężczyzną, ale jeszcze zupełnie niedojrzałym, niesamodzielnym, żyjącym na garnuszku u samotnej matki ze swoją dziewczyną. Ale Kuba nie potrafi podjąć żadnej decyzji, jest totalnie pozbawiony asertywności. Całkowicie uzależniony od matki, skazany na jej humory. Zaszokowała mnie scena, gdy matka siedząca w wannie prosi go o zrobienie jej masażu szyi-i on to robi! Po wielu rozterkach i próbach przeżywa wreszcie krótki i brutalny (przy kracie) romans i seks z Michałem, ale ta próba odcięcia pępowiny, zdobycia samodzielności życiowej i wybrania orientacji seksualnej kończy się szybko. Matka zabrania mu spotykania się z Michałem i zmusza do ślubu z dziewczyną, czemu Michał się, bez protestu, poddaje. Daleko nam tu do samodzielnych, biorących za siebie odpowiedzialność dziewczyn z „Życia Adeli”.
kadr z filmu "Płynące wieżowce"

Film ma słabiutki scenariusz, rzadkie i cienkie dialogi, częściej się w nim milczy i uprawia seks niż mówi, film ma dłużyzny  i zanim się dotrze do końca, to przerabia się cały polski słownik przekleństw. Ma jednak jedną zaletę, pokazuje jak wiele nas dzieli od francuskiego społeczeństwa, w którym to, że syn jest gejem nie wywołuje u nikogo emocji, gdzie młodzież się bardzo szybko usamodzielnia, często ogromnym kosztem, nie tylko materialnie ale również psychicznie. Nie wyobrażam sobie, aby ktoś po ukończeniu 20 lat mieszkał we Francji z dziewczyną w mieszkaniu i  na utrzymaniu rodziców. Polski seks pokazany w tym filmie jest również jakiś strasznie biedny, pozbawiony wyobraźni w porównaniu z tym co możemy zobaczyć  w „Życiu Adeli”. Może młodzi realizatorzy powinni czytać „ 50 odcieni Greya”, oglądać więcej filmów, czytać więcej literatury libertyńskiej a może już tak musi być, przaśnie i brutalnie?
Wyraźnie widzę jednak, i to nie pierwszy raz, fascynację reżysera wybetonowaną Warszawą, tunelami, metrem, blokowiskami. To ten nowy świat, po „Transformacji”-to nawiązanie do tematu tegorocznego przeglądu.

Drugi film, który obejrzałam, to „Pod mocnym aniołem”. Dostał on w Polsce wiele nagród, został uznany przez polską krytykę za film wybitny. A ja w połowie tego filmu wyszłam z kina. Bo nie po to wyjechałam z Polski, żeby po raz enty oglądać tarzająacych się we własnych wymiocinach alkoholików, oglądać sceny seksu pijanych w sztok meneli. I co z tego, że Więckowski potrafi zagrać wszystko? Że pozostali aktorzy znakomicie wcielili się w role innych polskich pijaczków. Pilch i jego proza to bajka, która się skończyła. To tematyka, która tu, na zachodzie Europy nikogo nie obchodzi, może poza skrajnym marginesem, kloszardami siedzącymi na ławce przy placu Clichy. A czy jest to film o polskiej rzeczywistości? Niestety już nie! Picie na umór to rzeczywistość PRL-u, Rosji, marginesu z Brzeskiej i nikt mi nie wmówi, że jest to warte pokazania w Paryżu. Bo czy tak chcemy się pokazywać? Niejednokrotnie musimy walczyć ze schematami myślenia Polak-pijak, Polak-alkoholik. Czasem nam się to nawet udaje. Taki film jak „Pod mocnym aniołem” pokazany przy Polach Elizejskich odbiera nam argumenty, ucina skrzydła-to my, oglądajcie nas! No bo tak u nas jest...Jedyne co ten film ratuje, to kilka scen humorystycznych, naprawdę śmiesznych, ale i nieśmiesznych, jak ta w tramwaju, gdy menel, który jest na bani od kilku dni nie wie, czy to szósta rano, czy szósta wieczorem a drugi, również w stanie upojenia alkoholowego mu odpowiada-Jak to, K. nie wiesz? Szósta w południe!”. I nie obchodzi mnie kto, co, ani jak pana Pilcha z pijaństwa ratuje. Nie ta tematyka, są dziś ciekawsze i ważniejsze historie do opowiedzenia. Mam wymieniać?

Mam taki zwyczaj, aby co roku zabierać swojego syna na polski film. I tak przed dwoma laty była to znakomita „Sala samobójców” a w ubiegłym roku dowcipna i znakomicie zrobiona „Yuma”. W tym roku poza Reksiem, dla młodzieży nic ciekawego, nowego nie znalazłam. Wybrałam więc „Hardkor disko”, ale na szczęście syn nabawił się kataru i na film poszłam sama.. I może lepiej, że tego filmu nie widział.
 Wiem, reżyser i scenarzysta jest autorem słynnych klipów, to jego specjalność ale tym razem,  po raz pierwszy, chciał się zmierzyć z długim metrażem. Obawiam się jednak, że otwarta forma scenariusza i język filmowy nie znajdą zbyt wielu wielbicieli we Francji. Jest to film autorski, całkowicie autorski, o psychotycznych lękach i poglądach autora. To nie jest film na którym można zagłębić się wygodnie w fotelu i przenieść w świat opowieści. Ponieważ tej opowieści tak naprawdę nie ma. To znaczy jest, ale musimy ją sobie napisać sami.
kadr z filmu "Hardkor disko"
W skrócie chodzi o to, że młody chłopak postanawia się zemścić na nowobogackiej parze mieszkającej w eleganckim apartamentowcu. Dlaczego? Tego nie dowiadujemy się do końca. Ponoć scenariusz jest zainspirowany tragedią grecką. Którą? Na spotkaniu po filmie autor zasugerował króla Edypa. Ale z tą tragedią grecką to trochę taki szpan. Dobrze brzmi. Film lepiej się sprzedaje, ale nie bardzo wiem, co ma z nią wspólnego. Edyp nie wie, że zabija ojca, nie wie też, że śpi z własną matką a bohater filmu Skoniecznego morduje z premedytacją, bez wyraźnej motywacji. O coś mu chodzi, ale o co?

Czytając natomiast między wierszami czuje się , że w tym filmie autorom scenariusza chodziło o wyrażenie nienawiści do pokolenia rodziców, którzy się dorobili, zaprzedając jednocześnie własne marzenia. Albo, którzy oszukiwali. Pokolenia, które jest tolerancyjne w wychowywaniu dzieci, zgadzając się praktycznie na wszystko, łącznie z narkotykami. W tym filmie morduje się za tolerancję, za pracę dla pieniędzy, za bogacenie się. Młody człowiek dokonuje egzekucji na rodzicach przypadkowo poznanej dziewczyny. Film oglądam w okresie, w którym co kilka dni dowiadujemy się o krwawych egzekucjach dokonywanych na bezbronnych ludziach, dziennikarzach i pracownikach humanitarnych przez fanatyków islamu. Bohater filmu Krzysztofa Skoniecznego to psychopata, chory człowiek, którego okrucieństwo ma się czymś tłumaczyć. Nie tłumaczy się, nigdy nie da się wytłumaczyć. Nawet jeśli podeprzemy się grecką tragedią. 

Jest więc w tym filmie agresja, nienawiść i przemoc. Reżyser świadomie gloryfikuje przemoc, każe  zabijać i to w sposób okrutny i bez uzasadnienia. Pokazuje również autodestrukcję naszej złotej, elitarnej młodzieży. Tak jakby wszystko to, co najbardziej brutalne i złe miało być prawdziwe. 
I wreszcie język, ale on dominuje we wszystkich trzech obejrzanych filmach. Film zaczyna się od słowa sp...Właściwie każdy dialog, to stek wulgaryzmów. Nie ma konwersacji, w której nie padałyby słowa na k., innych nie muszę cytować, wszyscy je doskonale znacie. Tylko dlaczego my musimy  tego słuchać? Nie, nie musimy i z „Pod mocnym aniołem” po prostu wyszłam.

W Płynących wieżowcach, jak zauważyłam, Francuzi nawet tych naszych wulgaryzmów nie tłumaczą. W dwóch pozostałych filmach tak, ale tłumacz je mocno osłabił, bo gdyby naprawdę używał krwistego języka polskiego, to chyba uszy żadnego francuskiego widza by tego nie zniosły. Obserwuję jakieś potworne zubożenie naszego słownictwa. Ale piszę o tym już nie pierwszy raz.

Festiwal polskiego kina to nasza wizytówka w Paryżu. Niewątpliwie najlepsza impreza organizowana przez polski Instytut Kultury i obrazy jakie są pokazywane dają wizerunek naszego kraju i jego mieszkańców. Problemów jakimi żyje, warunków i stanu umysłowego Polaków. Gdyby jakiś pechowiec trafił, tak jak ja w tym roku, na te trzy obrazy, to chyba zraziłby się do polskiego kina do końca życia.

A może polskie kino współczesne jest zupełnie inne, tylko ja miałam cholernego pecha?


12 komentarzy:

  1. Hmm. Nie wiem, jak to jest z polskim kinem, bo przyznam, że rzadko chodzę na polską produkcję (ostatnio Bogowie- film biograficzny o Relidze- całkiem niezły), natomiast mogłabym niemal to samo napisać o teatrze. Być może mam takiego pecha, jak Ty i trafiam na sztuki, których wątkiem przewodnim jest tarzanie się po scenie (czyt. spółkowanie), pokazywanie bielizny lub tego co pod bielizną i koniecznie kilkanaście razy powtórzenie k........ Kiedy więc przedwczoraj trafiłam na sztukę, w której nikt nie używał wulgaryzmów, a aktorzy grali w ubraniu i nikt nikogo nie przeleciał byłam już w siódmym niebie. A do kina rzadko chodzę, bo najczęściej trailery odstręczają skutecznie. Żadnego z opisywanych filmów nie oglądałam, natomiast czytałam Pod mocnym aniołem i przyznam, że mimo niezłego języka literackiego książka kompletnie mnie nie wciągnęła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z reguły oglądam polskie kino raz do roku i mam wrażenie, że to całkowicie wystarcza! Obawiam się, że ludzie też dlatego uciekają od polskiego kina, bo co to za przyjemność oglądać filmy, w których tylko przemoc i żadnej sensownej treści. Ale chut! Krytycy na nas napadną-mamy kochać naszych rodzimych artystów i tyle. Byłam dziś na dwóch dobrych filmach. Pierwszy z nich to dokument o francuskim dyrygencie Marku Minkowskim, dyrektorze Sinfonia Varsovia, który dzięki nominacji odkrył swoje polskie i warszawskie korzenie. Film znakomicie udokumentowany. Drugi, to ostatni film Zanussiego, za którym osobiście nie przepadam, ale w porównaniu z poprzednimi produkcjami, jest ciekawy, wielowątkowy, dobry materiał do dyskusji. Starzy mistrzowie, dosłownie i w przenośni trzymają się dobrze-film Wajdy o Wałęsie mnie wzruszył i oczarował. Czyli u nas też można! Ale dlaczego dopiero po skończeniu 75 lat?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja byłam wczoraj na filmie "Dreszcze". Film ciekawy i dyskusja z reżyserem również interesująca. "Pod Mocnym aniołem" oglądałam kiedyś i nie przypadł mi do gustu, a film "Człowiek z nadziei", jak najbardziej polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dreszcze...znakomite! Mimo, że zrobione ponad trzydzieści lat temu, nadal się je dobrze ogląda, nieprawdaż? Co do pozostałych filmów, to oczywiście się zgadzam:)

      Usuń
  4. hej jestem tu u Ciebie pierwszy raz ale zostaję na dłużej :)
    kocham Francję i Paryż,a Twój blog przybliża mi to miasto :)
    fajnie,że jest!
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! To muszę się teraz starać:)))

      Usuń
  5. sama obejrzalam wszystkie powyzsze fimy oprocz "plonacych wiezowcow", bo nie jestem fanka kinematografii ani literatury lgbt ogolnie. niestety, rzeczywiscie tegoroczne filmy wybrano slabe, po prostu. ja jednak uwazam pilcha za genialnego prozaika i literacki pierwowzor "pod mocnym aniolem", choc trudny i ciezki, rowniez uwazam za genialny. film jednak juz niekoniecznie, ale na pewno nie z tego powodu, ktory u Ciebie uderzyl mnie najbardziej - "Bo nie po to wyjechałam z Polski, żeby po raz enty oglądać tarzająacych się we własnych wymiocinach alkoholików, oglądać sceny seksu pijanych w sztok meneli". Naprawde? Bo ja tak naprawde nie widywalam ich w polsce w takich ilosciach, by zmusilo mnie to do emigracji - tym bardziej, ze wlasnie na emigracji niepijacy polak to czesto cos nieslychanego. Jasne, ze chcielibysmy miec wystawiona filmowa laurke, ale czy na nia zasluzylismy? Chyba nie, skoro nawet kino nam ostatnio nie wychodzi (z oczywistymi paroma wyjatkami).

    OdpowiedzUsuń
  6. @Zuzanna: Trochę mnie poniosło...te obrazy z mojego tekstu, które przytoczyłaś dotyczyły raczej filmu niż polskiej rzeczywistości aczkolwiek jestem faktycznie być może przesadnie wrażliwa na widok ludzi pijanych, alkoholowych libacji i to nie wzięło się znikąd, ale z tylko dwudziestu kilku lat przeżytych w Polsce. Prawdziwą radość sprawia mi to, że do obiadu, kolacji i na imprezach wszelkiego rodzaju pije się we Francji szampany i wszelkiego rodzaju wina. Nie spotkałam się też nigdy, żeby ktoś miał po konsumpcji takich trunków jakiekolwiek kłopoty gastryczne-u nas zdarza/ło się to niestety często, po wódce.
    Pilcha za słało znam, żeby się wypowiadać. Ale problem alkoholizmu, znakomicie opisany przez Jerofiejewa w "Moskwie Pietuszki" to nie jest problem naszej polskiej Transformacji. To jest problem przed Transformacją, to, jak pisałam, wpływy Rosji. Od 25 lat należymy do zachodniej cywilizacji i jeżdżąc regularnie do Warszawy czuję jak zmieniają się stopniowo obyczaje. Jak powstają wspaniałe winiarnie, zmienia się kultura picia. Nie wiem, prawdę mówiąc dlaczego ten film znalazł się na tegorocznym przeglądzie.
    Zgadzam się natomiast z Tobą, że w przeciwieństwie do ubiegłych lat, tegoroczne filmy były po prostu słabe. Szkoda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och, zgadzam sie ze wszystkim! kultura picia powinna byc wlasnie tym, czym jest z nazwy - kultura. moze i zbytnio na Ciebie naskoczylam, przepraszam, jesli zabrzmialo to agresywnie, nie bylo to moim zamiarem. a aby oswoic pilcha, polecam goraco "miasto utrapienia", przezabawna ale i przy tym wyjatkowo madra i blyskotliwa powiesc, nie sklamie, jesli powiem, ze jedna z moich ulubionych w ogole.

      Usuń
  7. A ja będę broniła współczesnego polskiego kina :) Może faktycznie brakuje młodym reżyserom warsztatu, nie potrafią bawić się niedopowiedzeniami, brakuje im subtelności, którą można zauważyć u reżyserów ze starszego pokolenia, ale przynajmniej zaczęli poruszać "niewygodne" tematy. Mnie film "Płonące wieżowce" poruszył. Daleko mu do "Życia Adeli", który jest świetnie wyreżyserowany i świetnie zagrany, ale też "szokuje" seksem i to w wydaniu pornograficznym, dla którego w tym filmie nie widzę uzasadnienia! Nawet gdzieś wyczytałam, że same aktorki były zszokowane tym, co zobaczyły później na ekranie... Wierzę, że młode pokolenie reżyserów jeszcze się wyrobi i nas zaskoczy :) Co do przekleństw, prawie we wszystkich filmach się przeklina, z tym że np. słowo "kurwa", bardziej nas szokuje niż angielskie "fuck" czy francuskie "putain", bo jesteśmy z nim bardziej związani emocjonalnie i bardziej do nas przemawia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiem, zdaję sobie sprawę, że moja bardzo surowa opinia o tych trzech filmach nie może dotyczyć całej naszej produkcji. "Płynące wieżowce" są, z wielu względów filmem ciekawym i o tym też napisałam. Ale pozostaje to bardzo nieporadna, amatorska próba filmowa, która ze względu na poruszanie "niewygodnych" tematów może się spodobać w Polsce, ale nie wiem, czy ktoś się nią zainteresuje na Zachodzie. Mnie "Życie Adeli" nie szokuje seksem. Bardzo mi się ten film podobał.Wręcz przeciwnie-podobała mi się fizyczność,wręcz zwierzęcość związku dwóch kobiet. We francji ten film też chyba nie szokował. Może dlatego, że Francuzi zostali wychowani na "Filozofii w buduarze" markiza de Sade i na literaturze libertyńskiej i wiele rzeczy mniej ich szokuje niż nas. Jeśli chodzi o przekleństwa, to widziałam wczoraj po raz drugi "Człowieka z nadziei"-tam też pada kilka ostrych słów, ale jakoś zupełnie mnie nie raziły. Może wszystko zależy od kontekstu, sposobu w jaki się mówi?
    Przez ostatnie kilka lat byłam wieloma polskimi filmami zachwycona, niektóre uważam naprawdę za arcydzieła i szkoda, że nie zostały szerzej dostrzeżone, ale tegoroczne wybory chyba jednak nie wszystkie były trafione.:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy25.12.14

    Holly,
    myślę, że to wirus ambasadora. ;)
    Szalenie krytycznie oglądasz filmy, w których polskie realia dalekie są od tych, z którymi dobrze byłoby się utożsamić. I które jako nasza wizytówka "psują robotę" tych, którzy o polskiej kulturze chcieliby pisać z dumą. Rozumiem (ze względu na Twoją pasję łączenia kultury francuskiej i polskiej: chciałoby się, by w kinie Balzac wyświetlano rzeczy najwyższej urody i jakości; poza tym: chcesz zachęcić syna tym, co wartościowe ).
    I nie rozumiem. Bo co ma estetyka obrazu czy języka do ważności filmu?
    Owszem, coś ma. Niejeden kinoman czuje, że Smarzowski nie odpuszcza. Nie dziwi mnie brak ochoty na oglądanie kolejnych filmów w czarnej tonacji. Ale - nie oglądać to jedno, odbierać im wartość to drugie. "Pod Mocnym Aniołem" wstrząsa, wprowadza w pętlę bez wyjścia, w absurdy wcale nie z palca wyssane. Przy czym - w moim odbiorze - aktorskie epizody Kingi Preis, Iwony Wszołkówny, Iwony Bielskiej, Jakubika, Braciaka czy Dziędziela to były niezwykle tragiczne role. Nie ujmując niczego Więckiewiczowi. Nie dlatego, że wszystko umie zagrać, ale że zagrał coś sensownego: bezsens uzależnienia. ;) Bezsens i tragizm.

    Mój znajomy (związany z AA, który "zachorował" we Francji a "wyleczył" się w Polsce) też ten film odrzuca, bo nie zgadza się z tym, że Smarzowski nie zostawia nadziei (moim zdaniem zostawia, ale wątłą). Zarzuca filmowi nonszalancję wobec widza, który chce zobaczyć szansę na ratunek. I myślę, że choć patrzycie z różnych perspektyw, Ty i Znajomy, chcecie, by film miał przesłanie, coś krzepiącego, odrobinę źródlanej wody etc. Ok, ale film nie musi tego zapotrzebowania spełniać. Może właśnie w tym jego wartość, że nas konfrontuje z niechcianym. I absolutnie wtórny wydaje mi się problem jak nas zobaczą, bo ważniejsze od czyjejś oceny jest skonfrontowanie się z problemem.
    Muszę upraszczać, bo to komentarz, więc może rysuję grubą kreską. Ale Smarzowskiego cenię, na siłę nie polecam. Jestem pewna, że alkoholizm jest realnym problemem i obejmuje nie "degeneratów", lecz ludzi z bardzo różnych, często - na pozór - wysoce kulturalnych kręgów.

    Co do "Płynących wieżowców" - ja doceniam. Ale porównania z "Życiem Adeli" film Wasilewskiego może nie wytrzymać. Intensywność zauroczenia mężczyzną, odrzucenie dziewczyny, wybór, którego ryzyko jest tragicznie namacalne... Relacje z rodziną pokazane są świetnie. Oczywiście, że matka grana przez Katarzynę Herman jest nadopiekuńcza, ale nie karykaturalna, całkiem prawdopodobna. No cóż, tu nad Wisłą, Odrą czy Wartą takie pomieszkiwanie u mamy jeszcze się zdarza. A pamiętasz ten obiad w rodzinie drugiego chłopaka, gdy on chce oznajmić ojcu, że jest gejem, a Tato po prostu zmienia temat? Plus dla scenarzysty.

    Tyle rozbieżności. Ale nie chcę wchodzić w rolę oponenta, bo ani ja nie bronię wszystkich polskich filmów, ani Ty ich nie krytykujesz. Pamiętam, że u Ciebie czytam zawsze bardzo ciepłe relacje festiwalowe (z kina Balzac!) i nie tylko. Mamy świetne kino i wspaniałych reżyserów, a obok nich tych średnich i trochę słabszych. Wczoraj z dużym smutkiem przyjęłam wiadomość, że odszedł Krzysztof Krauze. Bardzo go będzie brakować.

    OdpowiedzUsuń